Nietrafione przewidywania na sezon 2024

Mercedes W15

Czasami w przerwie zimowej mocno wierzymy w siebie i wiadomości, które czytamy w sieci kształtują nasze przewidywania na cały sezon. Nie mówię tu tylko o sobie, ale z kilkoma tematami na pewno fani i eksperci w tym roku nie trafili, a widać to już po zaledwie dwóch wyścigach.

Przedsezonowe rozmowy o postepie RB i tego, że mają dostęp do wielu części dominującego Red Bulla RB19 na rok 2024 budziły ogromne oczekiwania. Zakładano, że zespół ten nie tylko pojawi się w środku stawki, ale może nawet powalczyć o miejsca na podium.

Jednak do tej pory brak jakichkolwiek znaków spełnienia tych oczekiwań. Zespół do tej pory nie zdobył ani jednego punktu, a najlepszym wynikiem było 13. miejsce, mimo że Yuki Tsunoda zakwalifikował się na dziewiątej pozycji w Arabii Saudyjskiej.

Zac Brown z McLarena całą zimę narzekał, że zespół B, Red Bulla nie powinien móc korzystać z tak dużego wsparcia zespołu matki. Jednak, widząc wyniki RB, już chyba zapomniał o całym temacie.

Daniel Ricciardo jeździ tak słabo, że ja już widzę na jego miejscu Liama Lawsona, a o miejscu w Red Bullu może co najwyżej pomarzyć. Jego forma, a właściwie jej brak, mówią wszystko. Byłby pokonany przez Yuki Tsunodę w dwóch kolejnych wyścigach, gdyby nie polecenie zespołowe w Bahrajnie, a w Arabii w kwalifikacjach stracił do niego aż pół sekundy.

Sergio Perez był mocno krytykowany po ostatnim sezonie, wszyscy widzieli już, że to jego ostatni sezon jako kierowcy Red Bulla. Nawet Max Verstappen powiedział w Viaplay, że nie wierzy, iż Perez znajdzie się w pierwszej trójce kierowców w tym sezonie.

Jednak Meksykanin udowadnia, że te wątpliwości były nieuzasadnione, zajmując obecnie drugie miejsce z 36 punktami, wyprzedzając Charlesa Leclerca. Jego kwalifikacje mogą jeszcze wymagać poprawy. Biorąc pod uwagę, że jego głównym celem jest zajmowanie drugiego miejsca za Verstappenem, można śmiało powiedzieć, że Perez prezentuje się obecnie bardzo dobrze i szczerze mówiąc Red Bull po prostu nie ma go kim zastąpić.

Zresztą sam Red Bull, jak i rywale twierdzili, że w tym sezonie Red Bull nie powtórzy dominacji z 2023 roku, a rywalizacja będzie bardziej wyrównana. Fani lubią kibicować tym słabszym, ale w tym sezonie wygląda na to, że wszyscy są po prostu słabsi od mistrzów świata.

Dwa pole position, dwa wygrane wyścigi, w których dojechał Max spokojnie przed Perezem i z jeszcze większą przewagą nad najbliższymi rywalami. W zeszłym roku Verstappen wygrał 19 z 22 wyścigów, w tym roku idzie na rekord 24 z 24. Czyż nie jest to znak, że dominacja Red Bulla nie zostanie nawet trochę osłabiona?

Zespół Haas był najsłabszym zespołem w dwóch z ostatnich trzech sezonów. Zmiana szefa zespołu jeszcze przed pierwszym wyścigiem sprawiła, że z góry ich wszyscy skreślili. Tymczasem bolid nie jest taki zły, Nico Hulkenberg zdobył już pierwszy punkt w Arabii Saudyjskiej i o ile powtórzenie tego nie będzie łatwe, na pewno w kwalifikacjach wyglądają lepiej niż Alpine, które szokująco jest wolniejsze niż rok temu. Jedyny zespół, który się nie poprawił, a ma nawet gorszy bolid.

Oczekiwano, że Lewis Hamilton będzie walczył o pierwszą trójkę w klasyfikacji kierowców w swoim ostatnim sezonie z Mercedesem, nawet Max Verstappen przewidywał, że Hamilton dołączy do niego i Charlesa Leclerca w pierwszej trójce. Jednak Mercedes rozczarowuje na początku roku.

Lewis jest już chyba jedną nogą, a przynajmniej głową w Ferrari i ciężko się słucha jego narzekania na bolid. Rezultaty też słabe, siódme i dziewiąte miejsce na mecie, nie wygląda też na to, żeby do końca roku coś miało się zmienić. To był najsłabszy start do sezonu Hamiltona od początku jego kariery.

Zdjęcie: Mercedes