Fiński kierowca zawsze słynął z niechęci do mediów. Właśnie dlatego bliska relacja Heikkiego Kulty z Kimim Räikkönenem sprawia, że ta książka jest wyjątkowa. Mistrz świata z 2007 roku od początku swojej kariery nauczył się ufać Kulcie, dzięki czemu wytworzyło się między nimi zawodowe porozumienie. Ale także prawdziwa przyjaźń.
Jedyna w sowim rodzaju biografia przybliża czytelników do
wybitnego sportowca i daje wyjątkową perspektywę, jakiej nie mógłby stworzyć
nikt inny. Zabiera nas w podróż przez wyścigi, życie rodzinne i wszystko, co
mieści się pomiędzy nimi.
- Gbur i milczek czy skory do żartów i zabawy wesołek?
Kimi Räikkönen na co dzień przywdziewał tę pierwszą maskę, zachowując swoje
prawdziwe ja dla wąskiego kręgu najbliższych, zaufanych osób. Jedną z nich jest
doświadczony dziennikarz Heikki Kulta, który opisuje historię „Icemana” bez
cenzury i kompromisów – tak jak zasługuje na to jej bohater, bo sam właśnie
taki jest – przyznaje Mikołaj Sokół.
Więcej o
książce – https://bit.ly/3Rsztcd
Autor z fascynacją przygląda się Räikkönenowi i jego
wyjątkowej karierze od zera do milionera. Jako najmłodszy z czworga dzieci Kimi
był nieprzeciętnie ambitny i nie pozwalał, by ktokolwiek mówił mu, co ma robić,
podnosił głos tylko w kabinie kierowcy. Kulta od początku zwrócił uwagę na
lakoniczność wypowiedzi Icemana, który za wszelką cenę próbował zachować
prywatność, ale w końcu pozwolił się mu oswoić.
Fragment
książki:
„Dom rodzinny Kimiego Räikkönena na ulicy Kurutie w Espoo
pod Helsinkami nie imponuje rozmiarem.
– Trzydzieści trzy metry kwadratowe, zmierzone według
zewnętrznych ścian – powiedział Matti Räikkönen lata temu o wymiarach tego
zielonego, pękającego ze starości na rogach budynku, gdy spotkaliśmy się na
podwórzu rodziny.
W małym drewnianym domku mieszkali pracujący dla miasta
Espoo jako operator równiarki Matti oraz obsługująca petentów w Zakładzie
Ubezpieczeń Społecznych Paula razem z dwoma synami i owczarkiem niemieckim.
Przestrzeni przybyło, gdy Matti kupił od swojego ojca całe
podwórze i rodzina przeniosła się do większego domu, zbudowanego jeszcze przez
dziadka Mattiego. Hobbistyczne wyścigi zaczęły się u chłopców od własnego
podwórka, po którym jeździli na przeznaczonych dla dzieci miniaturowych
motorkach crossowych firmy Italjet.
– Kimi miał wtedy trzy i pół roku i nie umiał jeździć
samochodzikiem na pedały. Prowadzenie italjeta szło mu lepiej. Chłopcy
rywalizowali ze sobą na wszystkie możliwe sposoby: czasem to były zapasy,
czasem od rana do wieczora jeździli motorkami tak, że nic nie było widać przez
tumany kurzu – opowiadał ojciec.
W tamtym okresie wokół domu na górce przy Kurutie
bezustannie słychać było odgłosy motorków. Rami i Kimi dzień w dzień jeździli
po podwórku swoimi małymi italjetami. Bracia ciągle się ze sobą ścigali, a gdy
się prowadziło te pojazdy, trzeba było się skupić przede wszystkim na
rozwijaniu zręczności. Można było rywalizować o to, kto jest sprawniejszy
manualnie.
– Chłopaki zawracali zawsze w tym samym miejscu, przez co
powstała tam koleina jak diabli. Właśnie w tym miejscu wjeżdżało się autem na
podwórko. Piasek tak bardzo przeszkadzał, że zawsze trzeba było wygładzać go
łopatą, żeby dojechać pod dom – wspominał ojciec.
Chłopcy bawili się nie tylko w piasku.
Któregoś razu, podczas gdy Räikkönenowie naprawiali dach
większego domu, Kimi i Rami znów jeździli motorkami.
– Był gorący letni dzień. Siedzieliśmy na dachu i nagle
wszystko ucichło. Krzyknęliśmy, co tam na dole się stało, czy wszystko w
porządku – opowiadała Paula Räikkönen. – Chłopcy odpowiedzieli, że wszystko
okej i po chwili hałas znów się zaczął. Gdy w końcu zeszliśmy z dachu, obaj
byli od stóp do głów w glinie. Widać był jedynie oczy. Potem zrozumieliśmy, co
się stało. Przy rogu domu było zagłębienie pełne gliny. Chłopcy polali je wodą
z węża i ubłocili całe podwórku.
– Chcieliśmy, żeby było trochę jak nad Päijänne – wyjaśnili
Rami i Kimi, mając na myśli jezioro, nad którym rozgrywane są zawody enduro.
Starszy brat potrafił odpuścić podczas rywalizacji z
młodszym, ponieważ ten był tak bardzo żądny wygrywania.
Paula Räikkönen ze śmiechem wspominała, jak wzięła
sześcioletniego Kimiego do przychodni lekarskiej na rutynowe badania kontrolne.
Gdy matka dłużej zagadała się z lekarzem, siedzący w kąciku zabaw Kimi zaczął
się wiercić i niespokojnie zachowywać.
– Lekarzowi przyszło na myśl, że syn może mieć zaburzenia
koncentracji. Jednak chodziło tylko o zabawki. Kimi był wtedy bardzo
zainteresowany puzzlami. Układanka przeznaczona dla jego rówieśników wydawała
się mu zbyt łatwa, więc chciał spróbować tej dla dzieci w wieku 10–15 lat. Mimo
to pielęgniarka nie zgodziła się, żeby mu ją dać.
W końcu Kimi dostał to, co chciał, szybko ułożył puzzle i
uśmiechnął się szczęśliwy. Lekarz śmiał się, że ten chłopiec na pewno nie ma
żadnych problemów z koncentracją. – Rozbawiona Paula Räikkönen uzupełniła moje
wyobrażenia o najwcześniejszych latach jej syna.
Z biegiem czasu zainteresowanie pojazdami i entuzjazm do
jazdy rosły, lecz Räikkönenowie nie mieli pieniędzy, by kupić większe motory.
– Syn kolegi z pracy interesował się wtedy kartingiem.
Poszliśmy do nich obejrzeć jednego starego gokarta, którego potem kupiliśmy. Trzeba
było w nim zamontować specjalne pedały, żeby łatwo móc je regulować, ponieważ
Rami i Kimi bardzo różnili się wzrostem. Później chłopcy spierali się, któremu
wolno jeździć więcej, więc kupiliśmy drugiego starego gokarta – opowiadał Matti
Räikkönen.
Z podwórka przy Kurutie karting zaprowadził Kimiego najpierw
na stary tor we wsi Bemböle w pobliżu Espoo. Najkrótszą drogą trzeba było
pokonać tylko pięć kilometrów.
– Mali chłopcy nie mogli brać udziału w zawodach, ale w
Bemböle odbywały się cztery wtorkowe turnieje wiosenne i cztery jesienne. Tak
zaczęło się ściganie.
Odległość z domu przy Kurutie do szkoły w dzielnicy Karhusuo
również nie była zbyt duża. Kimi docierał do niej leśnymi ścieżkami i na
miejscu był zawsze dokładnie w momencie, kiedy zaczynały się lekcje. Na jazdy
stawiał się przed czasem.
Zespół Räikkönenów musiał jednak radzić sobie przy
minimalnym budżecie. Dlatego gdy zawodnicy kupowali nowe opony, bracia
odkupowali od nich stare.
– Dla naszego zespołu zajęcie miejsca w czołowej piątce było
niczym zwycięstwo. Gdy to się udawało, dostawaliśmy pomoc od sponsorów i dzięki
temu mogliśmy się ścigać dalej. Pierwszym naszym sponsorem został sklep
spożywczy z Espoo, który przekazał nam kiełbasę na prowiant – wspominała Paula
Räikkönen.
Z punktu widzenia Kimiego najcenniejsza pomoc pochodziła od
męża siostry matki Jussiego Rapali, który wspierał młody talent osobiście, a
nie za pośrednictwem swojej wytwórni przynęt wędkarskich.
– To było drogie zajęcie. W najlepszych latach przejechałem
z samym Kimim 47 000 kilometrów od wyścigu do wyścigu. Wiele razy pieniądze
kończyły się w trakcie wyprawy i do domu wracaliśmy tylko dzięki kartom
pożyczkowym Shella – powiedział ojciec.
– Wspomnienia z kartingu są jednak piękne. Wszyscy byliśmy
tam wtedy przyjaciółmi. Każdy miał to samo hobby. Myślałam wówczas, że nawet
jeśli z kariery wyścigowej chłopców nic nie wyjdzie, to chociaż przeżyliśmy
dużo dobrego – podkreśliła matka.”