Vettel i rok jego problemów

Już za tydzień jedenasta runda tego sezonu, Grand Prix Niemiec. To już rok od poprzedniego wyścigu na Silverstone, po którym Sebastian Vettel wracał do domu z przewagą ośmiu punktów w klasyfikacji kierowców nad Lewisem Hamiltonem.

Wtedy był jeszcze zdecydowanym kandydatem do tytułu mistrzowskiego. W zeszłorocznym Grand Prix Niemiec startował z pole position, a po awarii hydrauliki w kwalifikacjach jego największy rywal, czyli Hamilton był dopiero na czternastej pozycji startowej. Kierowca Ferrari mógł więc spokojnie powiększyć przewagę w klasyfikacji mistrzowskiej, ale błąd sprawił, że wyścigu nie ukończył, a Lewis odniósł zwycięstwo.

To nie był też pierwszy błąd Vettela w tamtym sezonie. Błąd na dohamowaniu w Baku sprawił, że stracił szansę na podium. Kary w Austrii i Francji sprawiły, że kolejne punkty trafiły na konta innych kierowców.

Po Hockenheim wygrał tylko w Spa, a na Monzie obrócił się próbując bronić się przed atakiem Hamiltona. W GP Japonii trzy wyścigi później wykonał podobny obrót po kolizji z Maxem Verstappenem, a dwa tygodnie później w GP USA kolejny piruet po kontakcie z Danielem Ricciardo. W tym momencie już można było sobie zadać pytanie, o co chodzi?

Sezon 2019 miał być tym przełomowym. W testach bolid spisywał się znakomicie, a zespół miał stać murem za jednym zawodnikiem. Co było powtarzane od pierwszego wyścigu. Najwidoczniej trudno jednak zachować koncentrację jak bolid nie sprawuje się tak jak powinien, a na dodatek kolega z zespołu jest jednym z większych talentów ostatnich lat i wywiera coraz większą presję.

Z tego też powodu w Bahrajnie Sebastiana już klasycznie obróciło w walce z Hamiltonem. Co gorsza nie doszło nawet do kontaktu między kierowcami. Vettel po prostu za mocno chciał pozostać przed Brytyjczykiem.

Charles Leclerc w między czasie wygrałby w Bahrajnie gdyby nie awaria silnika, może wygrałby w Baku gdyby nie wpadka w kwalifikacjach, był blisko wygranej w Austrii, ale Max był od niego sprytniejszy. Ostatecznie jest tylko trzy punkty za Vettelem w klasyfikacji mistrzowskiej, a pewnie byłby wyżej, gdyby zespół od początku nie wybierał dla niego gorszej strategii w kilku wyścigach.

Monakijczyk radzi sobie też coraz lepiej w kwalifikacjach. W Kanadzie był dużo wolniejszy od Sebastiana, ale ostatnie trzy Grand Prix to wyższe pozycje startowe dla Charlesa. Na Silverstone znowu zespół pomógł mu lepiej wykorzystać okres neutralizacji i spokojnie miał szansę na podium gdyby nie to, że wjechał w tył Verstappena. Leclerc odziedziczył po nim podium, które tak naprawdę byłoby jego gdyby Ferrari znowu nie faworyzowało Niemca.

Historia pokazuje, że kilka dobrych występów może sprawić, że sytuacja się odwróci i Vettel wróci do swojego lepszego ja. Tylko, czy jego aktualny stan pozwoli mu na taki powrót? We włoskiej prasie już plotkuje się o jego przejściu na emeryturę, a planem B dla Ferrari ma być ściągnięcie Hamiltona lub Raikkonena. To mają być ich jedyne opcje, ponieważ sponsorzy koniecznie chcą mieć w składzie mistrza świata.

Obecny sezon bardzo przypomina ten z 2014 roku, gdy niedoświadczony Daniel Ricciardo odniósł trzy wygrane, a Vettel nie radził sobie z bolidami nowej ery F1. Wtedy Red Bull miał bolid, którego tylna oś nie była zbyt stabilna. Mówi się, że Ferrari z ostatnimi poprawkami poszło w kierunku, którego Sebastian zbytnio nie lubi. Może stąd się biorą ostatnie lepsze wyniki Leclerca, który właśnie preferuje taki bolid.

Ostatni rok podsumowując wygląda naprawdę słabo. W ostatnich dziewiętnastu wyścigach, od GP Włoch 2018, Vettel nie zdobył żadnych zwycięstw i wspiął się tylko osiem razy na podium. Ostatnie dziewięć wyścigów w zeszłym roku to o 5 punktów mniej niż Kimi. W ostatnich czterech wyścigach ten Leclerc zawsze stawał na podium i zebrał 63 punkty w porównaniu z 40 punktami Vettela. W klasyfikacji kierowców jest tylko 3 punkty za Niemcem.

Dane te mówią same za siebie i wydają się być wyraźnymi sygnałami, że Ferrari w kolejnych miesiącach mogą czekać kolejne zmiany.