Jazda w deszczu po 2026 będzie łatwiejsza?

Kiedy Formuła 1 zrezygnowała z  kwalifikacji do Grand Prix w sobotnie popołudnie w São Paulo, Lewis Hamilton postanowił jasno przekazać swoje zdanie dyrektorowi generalnemu serii, Stefano Domenicaliemu. Siedmiokrotny mistrz świata wyraził swoje niezadowolenie, wskazując, że jego zdaniem kierowcy powinni byli wyjechać na tor. „To absurd, powinniśmy wyjechać. Chcę wyjechać. Gdybyście dali nam lepsze opony deszczowe i podgrzewacze, bylibyśmy w stanie jechać w takich warunkach” – mówił Hamilton, podkreślając, że problem tkwi nie tylko w decyzji o przełożeniu sesji, ale także w jakości dostępnych opon na mokrą nawierzchnię.

Od lat kierowcy Formuły 1 krytykują działanie opon na mokrą nawierzchnię, zwłaszcza pełnych opon deszczowych przeznaczonych na najtrudniejsze warunki pogodowe. Jednak krytyka Hamiltona dotyczyła jedynie części powodów, dla których sesję przesunięto na następny dzień. FIA i Formuła 1, w wydanym wspólnie oświadczeniu, wyjaśniły, że decyzja o odwołaniu kwalifikacji została podjęta ze względu na słabą widoczność, stojącą wodę na torze oraz zapadający zmrok. To właśnie kwestie związane z widocznością, a nie stanem opon, były kluczowym powodem opóźnienia.

Oprócz przesunięcia kwalifikacji, FIA i FOM podjęły niemal bezprecedensową decyzję w nowoczesnej historii F1 – przyspieszyły start wyścigu. Choć w przeszłości wyścigi były opóźniane z powodu deszczu, decyzja o wcześniejszym rozpoczęciu, aby uniknąć prognozowanego opadu, była posunięciem niespotykanym, lecz słusznym. Pokazała ona, że organizatorzy wyciągnęli wnioski z kontrowersyjnego Grand Prix Belgii w 2021 roku, kiedy nie udało się przeprowadzić wyścigu w odpowiednich warunkach.

Niemniej jednak głównym problemem pozostaje fakt, że obecne bolidy F1 źle radzą sobie na mokrej nawierzchni. Aquaplaning przy dużej ilości wody oraz obfite chmury wody, wyrzucanej przez każdy przejeżdżający bolid, pogarszają widoczność dla jadących z tyłu kierowców. Choć był to problem od dawna, pogłębił się on w ostatnich latach z dwóch powodów. Pierwszy to wprowadzenie w 2017 roku szerszych opon, które zwiększyły całkowitą szerokość gumy na torze z 1140 mm do 1420 mm, co znacząco zwiększyło ilość wody unoszonej w powietrze.

Drugim powodem jest zmiana regulacji technicznych w 2022 roku, która pozwoliła zespołom na bardziej efektywne generowanie docisku za pomocą przepływu powietrza pod samochodami. Jednak skutkiem ubocznym tego rozwiązania są większe dyfuzory i tunele podłogowe, które unoszą jeszcze więcej wody z nawierzchni i wyrzucają ją w powietrze. Próba rozwiązania problemu poprzez montaż osłon na kołach, które miały zmniejszyć chmurę wody za bolidem, okazała się nieskuteczna w rzeczywistych testach.

Przyszłe regulacje techniczne, które F1 planuje wprowadzić, mają na celu poprawę sytuacji. Przewiduje się, że opony zostaną nieco zwężone, a konstrukcja podłogi bolidów uproszczona. Dyrektor Pirelli ds. sportów motorowych, Mario Isola, uważa, że zmiany w konstrukcji podłogi będą miały istotny wpływ. W rozmowie z mediami wyjaśnił, że dużą część podnoszonej wody jest spowodowana nie tylko przez opony, lecz także dyfuzor, który przyczynia się do tworzenia chmur wodnych i ograniczenia widoczności.

Nie wiadomo jednak, jak duży wpływ będą miały te zmiany. Opony, które F1 planuje wprowadzić w 2026 roku, wciąż będą szersze niż te stosowane dekadę wcześniej, a zapowiadane zmniejszenie docisku w ramach nowych przepisów technicznych zostało nieco ograniczone. Niemniej jednak, nawet niewielka poprawa będzie mile widziana, jeśli pomoże uniknąć zakłóceń podobnych do tych, które miały miejsce podczas ostatniego weekendu wyścigowego.

Tyle teoria, a w praktyce mniejszy docisk aerodynamiczny i mniejsza przyczepność mechaniczna wynikająca z węższych opon może sprawić, że jazda w deszczu będzie utrudniona. Tu chyba idealnego rozwiązania nigdy nie znajdziemy.